22 października 2018

nie patrz tak na mnie, bo się wstydzę

Oh, twarze ludzi w autobusie. 
O, słodkie twarze... nie mające szansy na cień uśmiechu. 
Szyby za brudne dla zmęczonych  oczu, uszy wytarmoszone od słuchawek. Ukrywasz, tłumisz, a może po prostu jesteś.
<<Tak różnorodny szum łączy się w jeden klocek z  czystego hałasu, ale nie jest irytujący, pachnie obojętnością. Tkwimy przyczepieni do niebieskich krzesełek, imitując słupy soli. Widzę jedynie martwotę.>>


Szukam od dwóch miesięcy magii. 
Ponoć ktoś ją schował gdzieś daleko w każdym z nas.
Obserwuję społeczeństwo, nikt nie pasuję do mojego wzoru.
Pytasz, jakie są kryteria... 
Czucie, reakcja na bodźce, ewentualnie chęć podbicia świata.
Nadal siedzę i obserwuję, ogłuszona wspomnieniami i potem autobusu. Jak we mgle jest w tym pudełku. Żywię nadzieję na to, że może znajdzie się czarodziej, który mnie rozpozna.
 Co ja gadam... Nie chcę jednego, a całą bandę 

Obok mnie usiadł mężczyzna, który się uśmiechał. 
Pomarańczowa koszula w kolorowe łapki, wypłowiałe struksy -notowałam- Czyta "Zamek" Kafki- obiekt najpewniej nie zmierza w tym samym kierunku. 
Przepuścił matkę z trójką dzieci i nadal się uśmiechał. Zasugerowałam, że może ja postoję, raczej był w wieku mojego taty.  Jedno dziecko rozbawiła bajka czytana.
-Śmieję się za nas wszystkich, brawo!- skwitował nieznajomy. Po czym uśmiechał się jeszcze do mnie na pożegnanie, widząc, że zbierałam się do opuszczenia autobusu.

Wydaję mi się, że zbzikowałam, tak nad-interpretując rzeczywistość, ale serio przytłacza mnie bezbarwność naszego światka.

Musimy być odważni. Inaczej i ja, i Ty, staniemy się klonami ludzi z autobusu. Co absurdalne pobyt w tej miejskiej duchocie potrafi mnie niezwykle pobudzić do działania...

 ***
Jeszcze raz przypomnę, że musiałam postradać zmysły. Organizujemy w szkole teatr, na poważnie- zmieniłam rozszerzenia, też na poważnie. Czuję się jakoś dziwnie lekka, mimo że  odeszłam od stabilności, którą od tak dawna chciałam posiadać. 

W sumie- siadaj na tym piachu!
Siadaj! Opowiem Ci!
Zorganizowano wycieczkę na targi maturzystów do Warszawy i takiej politechniki z pięknym dachem. 
Nie oczekiwałam niczego-po prostu lubię zmieniać swoje położenie.

Moje myśli pokrywa srebrzysta mgła. Uczyniłam się zamgloną.
Z odrętwienia od razu na wejściu- wyrwał mnie gwar ludzi i 
ciągłe wtykanie ulotek w łapy. Podeszłam, zapytałam o ASP pani za biurkiem. Zdaje się, że widziałam współczucie. 
Luna, prędzej to było zakłopotanie, złe stoisko, budynek ewentualnie. Ofermo. 
Potrzebowałam odpocząć, więc poszłam przed siebie.
W pewnym momencie nawet zaczęłam biec-no tak- uciekałam w głąb politechniki. Wyjście na dwór wydawało mi się jakoś nieosiągalne i za mało obłąkane, najwidoczniej.
 Usiadłam we wnęcę, zgrabnie omijając upierdliwców od ulotek. Schowałam łzy. Zaczęłam dalej pisać  scenariusz, wystukałam kilkaset długich wiadomości do Artysty z pustą filozofią. Trudno mi było oddychać. 
- Nie wiem gdzie mam iść- dobiegł mnie głos zza ściany. Przestraszyłam się, że zaczynam mieć halucynację. W obawie o swoje zdrowie psychiczne, porozglądałam się na boki.
Ładna, drobna dziewczyna szła wolnym krokiem obok blondyna w bordowej koszulce. Chłopak odpowiedział jej na pytanie dość szybko:
-Możesz iść na matmę, jasne. Zależy co ty chcesz...Rozumiesz? 
Kąciki moich ust błyskawicznie poszybowały do góry.
Spuściłam głowę i dopisałam do szeregu referatów:
-Co, jeśli, będę jedynie opowiadać o magii drobnych i  pełnych miłości słów?


Na dniach znalazłam się u dyrektora i otrzymałam wiadomość
o całym jednym dodatkowym miesiącu do przeprowadzenia prób. Informacja wżerała się w moje serce powoli.
<< świerszcze >>
Po czym poleciałam do Nowego, prawie na niego wleciałam właściwie:
-Mamy czas, mamy czas!
Był to również dzień drukowania pierwszej wersji scenariusza.
Gdy przerwa się skończyła po schodach zbiegł Mateusz. 
-Jesteś genialna!- zaczął, machając mi toną papieru  przed nosem z niepohamowaną energią. Z Nowym dopisywaliśmy emaila do absolwenta naszego liceum, którego polecił dyrektor. W tym momencie akurat klikałam 'wyślij'
-Sama to zrobiłaś?
-Cicho!- odburnęłam. 
Mateusz wyszczerzył się szeroko, rzucił  swoim  egzemplarzem scenariusza o stół.
- Ty to napisałaś? Zajebiste... ja tu jestem zajebisty- po czym zaczął deklarować z nienaturalną ekspresją wybrane wersy.
A mnie z radości zamurowało.
***

Nie wiem, ile razy wchodziłam i wychodziłam z sekretariatu. Zdecydowanie  przekroczyłam limit. Napierając na drzwi wejściowe po raz 134,5 spotkałam  dyrektora na korytarzu. Z kamiennym wyrazem twarzy  rzekł do mnie:
-Przeczytałem.
Na następnej przerwie zaszłam z jedna z aktorek do gabinetu.
Usiadł naprzeciwko nas i nie schodząc z oficjalnego tonu, wziął scenariusz do ręki. Czekałam na najgorsze.
-Bardzo mi się podoba, szczególnie końcówka- skwitował  i niespodziewanie dla nikogo uśmiechał się szeroko.

***

 Siedziałam w bibliotece z Nowym, który układał książki na półki z precyzją jubilera. Pracowałam nad poprawkami. Nagle wszedł pan woźny, wskazał na mnie małymi śrubokrętami:
- To ty chcesz zakorzenić iskierkę w tej durnej młodzieży? 
To niemożliwe dziecko.
Pani bibliotekarka dodała swoje trzy grosze:
- Tutaj siedzi osoba na odpowiednim miejscu.

Teatr powoduję, że na chwilę mogę zapomnieć o tym strachu przed niewystarczalnością. Sztuka to najpiękniejszy dom, do jakiego mnie zaproszono.