03 lutego 2019

sztorm miłosny

Cóż to, dziewczyno?
Czy jesteś cebrem? Ciągle jeszcze we łzach?
Ciągłe wezbranie? W małej swej istotce
Przedstawiasz obraz łodzi, morza, wiatru:
Bo twoje oczy, jakby morze, ciągle
Falują łzami; biedne twoje ciało
Jak łódź żegluje po tych słonych falach.
Wiatrem na koniec są westchnienia twoje,
Które ze łzami walcząc,
A łzy z nimi,
Jeżeli nagła nie nastąpi cisza,
Strzaskają twoją łódkę.

*** 
  
                       

-Zamknij się, Szekspirze!- wykrzyknęłam pełna pogardy w martwą przestrzeń. Wątłe ciało spoczęło na zimnych, spróchniałych deskach łajby. Kontynuowałam swój monolog, niczym opętana, a wiatr
robił ze mną co tylko chciał, rzucając na boki.

-Jestem szczęśliwa w tym szaleństwie, jak nigdy w życiu! 
Mógłbyś mi nie przypominać o tęsknocie… Nie wybałuszać bezradności,
aby oczodoły zmarłych miały gdzie zawiesić oko. Przestań już!

Ponownie stałam się cebrem. 
Objęłam się w pasie, jak to robię zazwyczaj, gdy potrzebuję człowieka. Dosłownie trzymam się. Zwijam się kłębek. Zabawne, jakby nie spojrzeć.
Widziałam  tylko niekończoną połać sinej i falującej  spokojnie wody,
a pomimo to uśmiechałam się przez łzy. Przerażało mnie otoczenie, ale próbowałam
czuć się bezpiecznie. 
Jakie to nowe, nadzwyczajne doświadczenie, płakać ze szczęścia 
i smutku jednocześnie.
Nie chcę uważać, że wyolbrzymiam, ja tylko dorastam. Otwartą jestem.
Odważną chcę być. Jeszcze zdążę  uznać się milion razy za idiotkę.
Aktualnie pozwalam sobie czuć
Ktoś przedziera się przez mury strachu-tak!-słodycz przypala mi serce.
Ah, i znowu się uśmiecham !

Tak to jest, jak Roszpunka wyrwie się z wieży, wskoczy z impetem do drewnianej łódeczki i powie: A-hoj, Przygodo ! 

Raptem jedna z fal odbiła się od kadłuba i zatoczyła koło wokół mojego małego statku. Zadrżałam. Lodowate krople spadały coraz szybciej na  moją  bladą twarz.
Zimno się zrobiło, wiatr zawiał i dobił. 

Ckliwe myśli mnie zawstydzają. Nie mogę uwierzyć w bycie ważną. 
Jakie to dziwne, jakie odległe, tak dryfować. 
Sama? Samotna? Samotno-sama? 
 Usilnie temu zaprzeczam. Na morzu nie widzę nikogo, ale docierają do mnie wołania.
-krzyczysz coś- myślę sobie - nie, ty się śmiejesz i cieszysz! 
 -nie kocha,
 -nie lubi, 
 -nie chcę,
 -zostawi
 -nieprawda!- wyszeptałam do samej siebie - proszę, dać odetchnąć 
 Płynęłam tak na swojej łódeczce z ciekawością, a potykająca się woda tworzyła akompaniament pod kołysankę. Zaczęłam nucić cichutko:
-Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi… bo nie jesteś sam... 
                                
***
Nie wiedziałeś czy mnie przytulić, ja wtuliłam się w Ciebie. 
Nikt nie mógł zobaczyć w tym nic niezwykłego. Byliśmy tylko dwójka ludzi żegnających się przy pasach. Inni biegli na uczelnie, do pracy, w sumie wszędzie. 
Twoje. Zielone, zmęczone oczy. Zmarznięte poliki. Trupie ręce. Zniknęły po 20 minutach.
 
Pierwszy raz czułam spokój, gdy ktoś odchodził, choć nie powstrzymywałam łez.
Rządził mną lęk, że historia kołem się potoczy i stracę.
 Ja, dziewczynka z zapałkami usiadłam na schodkach wnęki i uśmiechnęłam się. Zadzwoniłam do Mateusza i krótko opisałam bieg wydarzeń.
- co teraz? - spytał. 
Nic. 
-trzymaj się, Iskierko- rzucił na koniec rozmowy. 
 Dwóch przechodniów zwolniło kroku i złapało ze mną kontakt wzrokowy. 
Ciekawe, co wtedy pomyśleli. 
Nieszczęśliwa miłość?
Kto płaczę w pierwszy dzień Nowego Roku?
Zgubiła się? 

Gdy potop ustał, podniosłam się z zimnego marmuru i wolnym krokiem wróciłam do sklepu.  Wichura trwała za oknem, imitując depresyjną scenerię. Świat sobie z nas żarty robił, bębniąc w okno kulami gradu. Zastałam milczenie i badawcze spojrzenia za ladą. Nie wyszczerzałam się nadmiernie, twarz miałam bez wyrazu.
Zamknęłam się w swoim świecie.
Usilnie trzymałam ognik przy sercu cały wieczór. Powtarzałam Twoje słowa.
-dbaj o siebie, dbaj o siebie, proszę


Moje. Szare, opuchnięte oczy, rumieńce, czerwone od mrozu opuszki palców ukryły się w pamięci.
 
***
Otworzono puszkę pandory w rodzinie. 
Stare zaropiałe zmory i straszydła opanowały korytarz.
Pierwszy raz, ukryta pod kocem, szeptałam do siebie, jakby ktoś był obok i próbował pocieszyć. Zimno wiązało mi nogi. Nie mogłam zasnąć.
 Zobaczyłam przed sobą zachmurzony, wyczekujący księżyca nieboskłon.
Zrobiło mi się niedobrze. Fale szumiały wrogo i rytmicznie.  Nie chciałam więcej jeść.
Będzie burza, łódka nie wytrzyma. 
Co jeśli? 
- Ludzie mówili, że pójdę na dno.

Przyglądałam się zahipnotyzowana i zmęczona wodzie. Powoli, ku celu.

 Uspokajała mnie rządząca nią harmonia.
 Straciłam świadomość, gdy spostrzegłam Mały Wóz, a potem Oriona
 i Kasjopeję, i tak nostalgia dopięła swego zaknęblowała moje usta, zamknęła powieki...

   


Nareszcie sen przestał być straszny, a został przyjęty.


22 października 2018

nie patrz tak na mnie, bo się wstydzę

Oh, twarze ludzi w autobusie. 
O, słodkie twarze... nie mające szansy na cień uśmiechu. 
Szyby za brudne dla zmęczonych  oczu, uszy wytarmoszone od słuchawek. Ukrywasz, tłumisz, a może po prostu jesteś.
<<Tak różnorodny szum łączy się w jeden klocek z  czystego hałasu, ale nie jest irytujący, pachnie obojętnością. Tkwimy przyczepieni do niebieskich krzesełek, imitując słupy soli. Widzę jedynie martwotę.>>


Szukam od dwóch miesięcy magii. 
Ponoć ktoś ją schował gdzieś daleko w każdym z nas.
Obserwuję społeczeństwo, nikt nie pasuję do mojego wzoru.
Pytasz, jakie są kryteria... 
Czucie, reakcja na bodźce, ewentualnie chęć podbicia świata.
Nadal siedzę i obserwuję, ogłuszona wspomnieniami i potem autobusu. Jak we mgle jest w tym pudełku. Żywię nadzieję na to, że może znajdzie się czarodziej, który mnie rozpozna.
 Co ja gadam... Nie chcę jednego, a całą bandę 

Obok mnie usiadł mężczyzna, który się uśmiechał. 
Pomarańczowa koszula w kolorowe łapki, wypłowiałe struksy -notowałam- Czyta "Zamek" Kafki- obiekt najpewniej nie zmierza w tym samym kierunku. 
Przepuścił matkę z trójką dzieci i nadal się uśmiechał. Zasugerowałam, że może ja postoję, raczej był w wieku mojego taty.  Jedno dziecko rozbawiła bajka czytana.
-Śmieję się za nas wszystkich, brawo!- skwitował nieznajomy. Po czym uśmiechał się jeszcze do mnie na pożegnanie, widząc, że zbierałam się do opuszczenia autobusu.

Wydaję mi się, że zbzikowałam, tak nad-interpretując rzeczywistość, ale serio przytłacza mnie bezbarwność naszego światka.

Musimy być odważni. Inaczej i ja, i Ty, staniemy się klonami ludzi z autobusu. Co absurdalne pobyt w tej miejskiej duchocie potrafi mnie niezwykle pobudzić do działania...

 ***
Jeszcze raz przypomnę, że musiałam postradać zmysły. Organizujemy w szkole teatr, na poważnie- zmieniłam rozszerzenia, też na poważnie. Czuję się jakoś dziwnie lekka, mimo że  odeszłam od stabilności, którą od tak dawna chciałam posiadać. 

W sumie- siadaj na tym piachu!
Siadaj! Opowiem Ci!
Zorganizowano wycieczkę na targi maturzystów do Warszawy i takiej politechniki z pięknym dachem. 
Nie oczekiwałam niczego-po prostu lubię zmieniać swoje położenie.

Moje myśli pokrywa srebrzysta mgła. Uczyniłam się zamgloną.
Z odrętwienia od razu na wejściu- wyrwał mnie gwar ludzi i 
ciągłe wtykanie ulotek w łapy. Podeszłam, zapytałam o ASP pani za biurkiem. Zdaje się, że widziałam współczucie. 
Luna, prędzej to było zakłopotanie, złe stoisko, budynek ewentualnie. Ofermo. 
Potrzebowałam odpocząć, więc poszłam przed siebie.
W pewnym momencie nawet zaczęłam biec-no tak- uciekałam w głąb politechniki. Wyjście na dwór wydawało mi się jakoś nieosiągalne i za mało obłąkane, najwidoczniej.
 Usiadłam we wnęcę, zgrabnie omijając upierdliwców od ulotek. Schowałam łzy. Zaczęłam dalej pisać  scenariusz, wystukałam kilkaset długich wiadomości do Artysty z pustą filozofią. Trudno mi było oddychać. 
- Nie wiem gdzie mam iść- dobiegł mnie głos zza ściany. Przestraszyłam się, że zaczynam mieć halucynację. W obawie o swoje zdrowie psychiczne, porozglądałam się na boki.
Ładna, drobna dziewczyna szła wolnym krokiem obok blondyna w bordowej koszulce. Chłopak odpowiedział jej na pytanie dość szybko:
-Możesz iść na matmę, jasne. Zależy co ty chcesz...Rozumiesz? 
Kąciki moich ust błyskawicznie poszybowały do góry.
Spuściłam głowę i dopisałam do szeregu referatów:
-Co, jeśli, będę jedynie opowiadać o magii drobnych i  pełnych miłości słów?


Na dniach znalazłam się u dyrektora i otrzymałam wiadomość
o całym jednym dodatkowym miesiącu do przeprowadzenia prób. Informacja wżerała się w moje serce powoli.
<< świerszcze >>
Po czym poleciałam do Nowego, prawie na niego wleciałam właściwie:
-Mamy czas, mamy czas!
Był to również dzień drukowania pierwszej wersji scenariusza.
Gdy przerwa się skończyła po schodach zbiegł Mateusz. 
-Jesteś genialna!- zaczął, machając mi toną papieru  przed nosem z niepohamowaną energią. Z Nowym dopisywaliśmy emaila do absolwenta naszego liceum, którego polecił dyrektor. W tym momencie akurat klikałam 'wyślij'
-Sama to zrobiłaś?
-Cicho!- odburnęłam. 
Mateusz wyszczerzył się szeroko, rzucił  swoim  egzemplarzem scenariusza o stół.
- Ty to napisałaś? Zajebiste... ja tu jestem zajebisty- po czym zaczął deklarować z nienaturalną ekspresją wybrane wersy.
A mnie z radości zamurowało.
***

Nie wiem, ile razy wchodziłam i wychodziłam z sekretariatu. Zdecydowanie  przekroczyłam limit. Napierając na drzwi wejściowe po raz 134,5 spotkałam  dyrektora na korytarzu. Z kamiennym wyrazem twarzy  rzekł do mnie:
-Przeczytałem.
Na następnej przerwie zaszłam z jedna z aktorek do gabinetu.
Usiadł naprzeciwko nas i nie schodząc z oficjalnego tonu, wziął scenariusz do ręki. Czekałam na najgorsze.
-Bardzo mi się podoba, szczególnie końcówka- skwitował  i niespodziewanie dla nikogo uśmiechał się szeroko.

***

 Siedziałam w bibliotece z Nowym, który układał książki na półki z precyzją jubilera. Pracowałam nad poprawkami. Nagle wszedł pan woźny, wskazał na mnie małymi śrubokrętami:
- To ty chcesz zakorzenić iskierkę w tej durnej młodzieży? 
To niemożliwe dziecko.
Pani bibliotekarka dodała swoje trzy grosze:
- Tutaj siedzi osoba na odpowiednim miejscu.

Teatr powoduję, że na chwilę mogę zapomnieć o tym strachu przed niewystarczalnością. Sztuka to najpiękniejszy dom, do jakiego mnie zaproszono.






09 lipca 2018

awangarda

Aktualnie stukam w klawiaturę między zaspanymi oczyma, a ponurym światem obitym deszczową aurą. 

LUNA
Właśnie w tym momencie złożyłam obietnicę!
Będę trzymać się tego co tworzę 
ze wszystkimi substratami, które się do tego przyczyniają!
W przeciwnym razie, będę tylko smutnym króliczkiem,
 Biegającym po Krainie Czarów.
 Tak! Otulę się pasjami i będę szczęśliwa! 


Zastanawia mnie czy to jakaś ogromna potrzeba perfekcji trzyma mnie nadal w klatce i zabija refleksję. 
 Mogłabym zwyczajnie-usiąść, zapisać, wymazać, poprawić.


Szliśmy powoli.
<<Ja szłam powoli, kogo chcę oszukać?>>

LUNA
Musiałam stanąć na kamieniu
 o socjopatycznych instynktach,
czy oddychać zanieczyszczonym powietrzem...

<<cisza>>
Zważywszy na to i owo- kulałam przez kilka dni bez konkretnego powodu.
 Zadzwonił  ojciec Artysty i ten przystanął nagle. 
Pomamrotał coś pod nosem. Odłożył telefon od ucha, zwrócił się do mnie wyraźnie zmieszany:

- Wiesz... Wyczuwam spisek... Powiedział, że siostra źle się czuje,
  w pizzerii jest jedno wolne, zarezerwowane dla niej miejsce.

Mogłam iść z nim i być pierwszą osobą, która pozna jego zdziwaczałą  rodzinę albo poczłapać do galerii.

LUNA
Przypominam, że z tą cholerną nogą
 nie byłam w stanie dojść szczególnie daleko. 

- Zachowują się, jak takie wygłodniałe wilki, wiesz? 
  Uprzedzam, nie chcę Cię przestraszyć.

Staliśmy naprzeciwko siebie, a bezradność upiększała nasze faciaty: 

-Niech to będzie twoja decyzja, Amelie. 
 Chcesz zjeść ze mną czy sobie porysować? 

-Jest mi obojętnie, doprawdy- odpowiedziałam, licząc na to, że tyle wystarczy. 

- Mi też niby, ale...- uciął w pół słowa.
 
Zaczął przyglądać się chodnikowi ze szczerym zainteresowaniem.
Nie wiem, może biedronkę dostrzegł. Trudno było coś ustalić
Nie dziwne więc, że postanowiliśmy telepatycznie milczeć sobie
prosto w serce. 
 Wiedziałam, że do Pomorskiej ma jeszcze kilka minut drogi 
i muszę szybko zdecydować co zrobię sama ze sobą. 
Inaczej Artysta się spóźni.
Byłam pewna, że gdy przyjdę razem z nim- będzie musiał się
soczyście tłumaczyć.

CHÓR SZEPTÓW ZIGNOROWANYCH
Czy to twoja przyjaciółka?
Dlaczego pojawiła się Znikąd ?
Na dodatek pod drzwiami Pizzerii?
 Z obwiązaną kostką, 
Podkrążonymi oczyma,
Posturą chłopięcą,
 O nie ! Ona się uśmiechnęła!

Niespodziewanie przemieniliśmy się w postaci z hiszpańskiej,
jakże absurdalnej telenoweli. Mianowicie- ten zabawny człowieczek odkręcił się teatralnie na pięcie
i ruszył do przodu krokiem jednostajnym. 
Stałam przez chwilę, jak zamurowana. 

<< dla jasności- LUNĘ zamieniono w kobietę niezależną,
  dzięki czemu zapaliła się czerwona lampka w jej głowie >> 

LUNA
Zaraz! 
Jestem tu obca! Nie wiem gdzie jest galeria!
Matko litościwa!

Zaczęłam kuśtać za typem. Artysta odkręcił się i z szerokim uśmiechem, zapytał: 
-Idziesz, więc ze mną?
Zatrzymał się i widząc moje nieudolne podrygi na chodniku, spróbował być poważny. Wszyscy wiemy, że tak wypada ruszać twarzą, aby wyglądać na człowieka dojrzałego.  

-Nie pójdę- zadeklarowałam tonem buntowniczki z urodzenia.
 
LUNA
Czy on sobie coś wyobrażał? 
Będzie  niezręcznie. 
Pewnie mnie zjedzą.
Przypalą żywcem jadem z oczu smoczych! 
Palę się! 

 Kiedy tak sobie myślałam, zapomniałam ruszać swoim ciałem i utknęłam w jednej pozycji nie znoszącej sprzeciwu. 
Artysta ruszył tymczasem ponownie przed siebie, wcale niezaskoczony. Zauważyłam, że ludzie, idący obok chodnika, zaczynają przystawać 
i obserwować z fascynacją. Kurcze! Musieli  pomylić nas z jakimś  spektaklem  miłosnym co się... błąka po ulicach!

LUNA
 Zupełnie zrozumiałe! Ile można się cofać?

Po kilku minutach podążania za chłopakiem niczym, gąska idąca na zatracenie, zaczęłam się śmiać głośno.
- Czemu za mną idziesz ?-rzucił zza pleców, jakże logicznym pytaniem.

- Nie wiem, jak iść do tej cholernej galerii-przyznałam się w końcu.

Artysta znacząco przyśpieszył kroku.
Podjęłam grę- przystając i krzycząc w niebogłosy!
Przypominam, że w teatrze należy być wyrazistym i przekonującym!

- Ty chamie! Nie zostawia się dziewczyny na środku chodnika!

Artysta ponownie  rzucił za pleców, ale szybką instrukcją, aby odgonić się od krzywdzącej opinii publicznej:

-Prosto ... na lewo lalala

 Nie wiem, jak to się stało, ale raptem zobaczyłam jego twarz przed swoją, tak nosem za blisko. Nie wiem, może się odwrócił.
Zdolna jestem uwierzyć, że zachowaliśmy się śmiesznie i dawno już naruszyliśmy normy społeczne. Stwierdziłam, że to najlepszy czas, aby nareszcie powiedzieć prawdę, co jak się okazało postanowił i Artysta. Zgodnie zakończyliśmy przedstawienie słowami:

-Zależy mi na tym, jak Ty się czujesz.

Po czym rozeszliśmy się w przeciwne strony z uśmiechem na ustach.

LUNA
Na szczęście nikt nie bił nam braw,
 inaczej serio zaczęłabym się palić ze wstydu.


30 kwietnia 2018

uśmiechnij się

Kiedy usiądę na ławce w parku dostrzegam zwyczajne dzieci, bawiące się na placu zabaw. Niestety, lewituję dalej, słuchając swojej depresyjne muzyki.

Zmierzam sobie, starając się ignorować ich radość. 

Okey- czasami nie wytrzymam i  nie zdołam ukryć uśmiechu. 
 Wtedy wyszczerzam się szeroko i demonstracyjnie do bylejakiego pnia.


 Z dnia na dzień staję się lepsza. Wierzę w to.
Wywalę się tysięczny raz, ale ostatecznie na mojej twarzy
 pojawi się uśmiech. 













08 kwietnia 2018

szaleństwo

<<Bodajże w poniedziałek, gdy dzień sam przyciął sobie skrzydła, usiadłam obok wejścia do lustrzanki 
i zaczęłam dokładniej przyglądać ludziom
 Kilka godzin później, rozpoczął  się pierwszy etap erozji wewnętrznej.>>


Marysię poznałam dopiero w klasie, gdy szukałam z kim usiąść na matmie. 
Cicha, przejmująca się najmniejszą drobnostką dziewczyna. 
Lubiła prostotę. Nie malowała się. 
Urodą odbiegała od kanonu szkolnego piękna.
Pamiętam miny koleżanek z klasy, gdy delikatnie w pasie objął Rudy, który chodzi do technikum obok. Jest niższy od niej, co zawsze wzbudza kontrowersje. Uśmiechnął się i delikatnie pocałował ją w policzek. I... se poszedł. Chłopcy! jak ja was uwielbiam!
 Zapytałam Marysi czy są razem, na co rzuciła wymowne:
-Tak, ale nie znam się na tym.
 Pewnie nasz związek nie przetrwa liceum. 

Dyrektor szkoły zatrzymał się obok nas. Przyglądał się  przez chwilę w milczeniu zanim do nas podszedł- dostrzegłam kątem oka!
-Przepraszam, że tak się dziwnie wam przyglądam dziewczynki, ale to wyjątkowe, że są dzieci, które nie rozmawiają ze sobą, siedząc jednocześnie w telefonach.

Kudłaty ma takie samo nazwisko, jak ja!
Nie wiem, przypuszczam niezobowiązująco, że nasi przodkowie polowali razem na mamuty? 
Zaczęliśmy rozmawiać, po tym jak znalazłam telefon w klasie i podeszłam do tego długowłosego pacana by mu oddać znalezisko. 
Okazał się podobny do mojego przyjaciela Filozofa. 
Do tej pory omówiliśmy już wszelkie kontrowersyjne tematy od podstaw. 
Kudłaty jest istotą niezwykle dociekliwą i ciekawą. 
Nie rozumiem tylko uprzedzeń klasy wobec niego. 

W ciągu ostatnich dwóch tygodniu odniosłam wrażenie, że Nowy ma wyjątkowy stopień wrażliwości, obdarza innych takim ciepłem.
Byliśmy na wycieczce w Wrocławia, siedział  ze mną w drodze powrotnej. Miło mi się zrobiło, gdy powiedział:
-Luna, podszedłem do Ciebie głownie dlatego, że jako jedyna osoba wykazywałaś od początku, że nie masz mnie w dupie.
Ze Skrybą zaczęłam bardziej rozmawiać, gdy czekałam  na przyjazd mamy. Została ze mną. Wcześniej przeniosłyśmy razem ławkę do sali. Wydała mi się dziwnie znajoma.
Jest tak stabilna życiowo i zaradna. Z tego co mi wiadomo planuję podróżować po świecie. Pisanie przychodzi jej z łatwością- podczas prac pisemnych na polskim jej ołówek odbywa cało-dwugodzinny maraton.

Któregoś dnia Marysia przejęła  się  klasówką z matematyki i siedziała  przymulona pod ścianą. Uśmiechnęłam  się do niej, a nawet zaczęłam śpiewać piosenkę: 
Pod koniec przerwy powiedziała do mnie, klepiąc po plecach:
- Lubię Cię, dzięki, że jesteś.
W odpowiedzi, napisałam jej kartkę ze słowami J. Borszewicza:
"Nie ma śmierci, gdy człowiek szepce Ci do ucha,
 jak dobrze, że jesteś" 









22 stycznia 2018

chaos

Chciałabym 
by tak wiele zdarzeń,
gestów i ciał 
należało do idealnych.

Generalnie mam ogromny mętlik w środku. Standardowo. 
 Nie wiem czy bardzo mija się z prawdą stwierdzenie, że blog jest jakąś formą autoterapii. Tylko wiesz, zawsze się boję, że obciążę kogoś.
Stwierdziłam, że najlepiej by było myśleć, jak najmniej.
 Stary babciny sposób: 
Jeśli Ci smutno, idź, obierz ziemniaki i wyczyść podłogę.

 Faktycznie lepiej mi uciekać w coś pożytecznego, gdy tracę cierpliwość do świata. Wtedy czuję się taka spokojniejsza. 
Muszę usiąść do gitary, skończyć malować obraz. Przeczytać Makbeta. Pouczyć się funkcji. Obejrzeć film. Posprzątać łazienkę. Przynieść węgiel. Odśnieżać. Poćwiczyć. Zadzwonić. 

Zapomniałam o śniadaniu!


Jeśli chodzi o mętlik.
Nie lubię go bardzo.
Odnoszę  wrażenie, że przysłania mi znaczną część mojej osobowości. Jestem jedną z tych pozytywnych. Lubię w sobie tą ciapowatość i szaleństwo- potrafią kogoś rozbawić.

Ah! Włączył mi się tryb kabanosowy:
Gdy osiągniesz cel
I cieszysz się,
Gdy dotarłeś tam,
Gdzie nie dało się,
Już słychać go,
Burak dobrze wie,
Gdzie szpilę wbić,
By bolało cię.

Nie walczę z wiatrakami,

Nie wytępię ciemnoty.
Usiądę tam, gdzie odnajdę święty spokój.

Mam na to wszystko wyjebane.

Mam na to wszystko wyjebane.
Mam na to wszystko wyjebane.

Mam na to wszystko wyjebane.